Lenistwo
Stałem na wzniesieniu
Spoglądając w dół
Na puste ciała
W ich piersiach
Wydrążone dziury
Ociekające czerwienią
Wyrwali własne serca
Ich bicie
Potrzeba troski
Wprawiała w szał
Leżące na dnie
Puste zwłoki
Niechęć
Brudne ciała
Kąpane we własnych odpadach
Kiedy do nich podchodzę
Słyszę szepty
Myślą, że są
Złotymi kamieniami
Zagubione dusze
Niosą je na ramionach
Polerując
Bo ich słowa
Przeszyły im uszy
Odłamkami pysznej powłoki
Bezmyślne, puste, pomalowane
Kawałki kamieni