sobota, 26 października 2013

Vanitas

 

Vanitas

Siedem drzwi do domu śmierci
Paradoksalne otwarte światło
Głos, który woła przez wieczność
Tron spowity krwią czarnych węży
Dzieci wołające na krańcu Ziemi
Kwiaty lykorysu zajmujące łąki raju
Tęcza nad światem nienawiści
Szmaragdowy księżyc bez blasku
Pochłaniający ciemność
Czterech zabitych
Krzyczących na łąkach ludzkich
Białe szaty splamione przez paradoks
Złote wieńce słońca opadły do wiecznego morza
Widzę tylko błyskawice
I te głosy
Istniejące wraz z szumem liści
Płonące świece zatopiły się w istnieniu
Siedem dusz zbierających życie
Morze zamarło
Karmiąc się sobą
Istoty ludzkie pogrążone w otchłani szaleństwa
Wciąż żyjące
Na horyzoncie
Wśród śmierci
Lew bez serca
Cielec bez skrzydeł pełen oczu
Zabrał istnienie
Wieczność wśród pól elizejskich usłanych cierniami
Ten co istniał
Modlitwa w agonii
Aksjomat śmierci przypomniał o śnie
Bogowie zjedli swoje dzieci
Strony życia delikatnie opadły na wieczność
 
 
 


Bonum nocte

 

Bonum nocte

 
Nie chciałem widzieć tego świata
Tej pustki ogarniętej przez deszcz
Nie chciałem tu wracać
Głuche słowa odbijające się od szarych ścian
Słyszę tylko łkanie
Śpiew martwych duszy
Zabierzcie mnie stąd
Pełno ornamentalnej historii
Stworzonej z krwi
Ostatnie tchnienie
Oderwane od rzeczywistości
Jedyna prawda
Która i tak zanika
Powoli
Wraz z każdą kroplą
Do nieskończoności
Chcę zobaczyć znów słońce
Zabrałaś mnie tu
A teraz umieram wśród obcych

piątek, 4 października 2013

Hominem

 

Mors Hominum

Otwarłem usta
Słowa zadrżały w powietrzu
Ta delikatność, która cię przeraża
Nie patrz za ścianę
To woła cię nienawiść
Ciche pożądanie, które gwałci tą cisze
Otworzyła się zamęć paradoksu
Twardy świat bez boga
Coś zginęło wśród krzyku
Zawodzenie wżerające się w skórę
Oczy spojrzały na ten pejzaż nienawiści
To co przed chwilą było białą wstęgą stało się czernią
morze bezwładnego światła
Człowiek, który nie istniał
Kobiecość została zgniecona
Amnezja czyści nam umysły
Wciąż wołając o pomstę
Szaleńczy krzyk dławiący usta
Ah... czym jest ten świat
Tylko nie skończoną wiecznością
I tak skończymy oszaleli zjadając siebie
Te krzyki
Słychać je cały czas
Przebijają me uszy
Oczy krwawią czernią
Czerwień ukryta w martwej zasłonie
Kula życia się rozpadła
Na niebie ciemności
Złoty deszcz wyzbył nas do końca
Chcąc zbawić się resztkami
Bo na tym świecie człowieczeństwo czasem znika
Mówiłeś kiedyś o prawdziwym świecie
Chcę w nim zatonąć w moim śnie
Nikt nie pamięta moich słów
Moje pieśni są dla nich tylko bełkotem
Konającego człowieka
Budząc się jak motyl
Co dzień
Zrozumienie jest znikome
Znam was wszystkich
Lecz moje imiona są dla was obce
Brzytwa na końcu życia
Cienka linia